Forum Stare Forum Rzeczypospolitej Eskwilińskiej Strona Główna FAQ Użytkownicy Szukaj Grupy Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości Zaloguj Rejestracja
Stare Forum Rzeczypospolitej Eskwilińskiej
nowa strona i forum: www.eskwilinia.tnb.pl
 O nauczaniu logiki cz. 2 Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy temat Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Adam de Sigmund
Najwyższe władze państwowe



Dołączył: 01 Cze 2009
Posty: 806 Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Łódź
PostWysłany: Nie 21:52, 24 Sty 2010 Powrót do góry

-Witam młodych studentów, dziś dokończenie wykładu. otóż słuchajcie uważnie i notujcie, bo po wykładzie będzie niespodzianka...

Jeśli więc krótki kurs logiki ma rzetelnie przedstawiać aparaturę, jaką posługuje się ta dyscyplina, trzeba śmiało eksponować - a nie kamuflować - wszelką konceptualną specyfikę, co oznacza w pierwszym rzędzie wymóg dostarczania dostatecznie bogatej, konkretnej, pomysłowej i wyrazistej egzemplifikacji. W przeciwnym razie przekazujemy puste formuły, które są przyswajane wyłącznie werbalnie - i zanudzamy studentów na śmierć.
W tym momencie nie sposób jednak uniknąć pytania zasadniczego: czemu właściwie powinno służyć jednosemestralne nauczanie logiki? Po co raczyć nim przyszłych germanistów, historyków i pedagogów? Tu opowiadam się za żartobliwym określeniem J.K. Brunera: "wykształcenie jest czymś, co zostaje nam w głowach, gdy już dokumentnie zapomnieliśmy wszystkich rzeczy wkuwanych w kolejnych szkołach". I uważam, że taki krótki kurs ma nie tyle wprowadzać słuchaczy w pewną ezoteryczną dziedzinę wiedzy, ile wyrabiać w nich pewne nawyki i umiejętności, składające się na elementarną kulturę logiczno-filozoficzną.
Z kulturą tą jest w naszym społeczeństwie niedobrze. Wystarczy zajrzeć do zatwierdzanych przez MEN podręczników, w których roi się od ułomnych definicji, nieudolnych podziałów i cyrkularnych uzasadnień. Przeczytać tekst byle jakiego rozporządzenia, którego autorzy najwyraźniej nigdy nie słyszeli o tym, że nie można wydawać instrukcji opartych na terminach wieloznacznych i nieostrych. Posłuchać wystąpień rozmaitych rzeczników, którzy manipulują danymi, przekręcają fakty, uprawiają sofistykę, dokonują językowych nadużyć - i nie napotykają najmniejszego sprzeciwu odbiorców. Albo obejrzeć jedną z owych poważnych debat publicznych, gdzie "intelektualiści" i "autorytety" wymieniają najczęściej chwyty retoryczne, nie mające nic wspólnego z meritum sprawy (a następnie porównać to z analogiczną debatą w TV szwajcarskiej lub brytyjskiej). Czy przypomnieć, jak to w sporze o ustawę antyaborcyjną obie strony prześcigały się na ogół w inwektywach, zamiast spokojnie rozważyć prawne, społeczne, pojęciowe i moralne następstwa propozycji, by słowo "człowiek" odnosiło się już do zygoty. Czy wreszcie uświadomić sobie, iż problem eutanazji jest u nas relacjonowany tak, jak gdyby świat zaczął się wczoraj i jak gdyby nie było dotąd myślicieli, którzy przedstawiali godne uwagi racje za prawem do samobójstwa.
W istniejącej sytuacji nie ma rady: trzeba powrócić do nauczania logiki jako działu raczej filozofii, niż matematyki, i do rzeczy podstawowych: odróżniania stwierdzeń od postulatów, postanowień i performatywów; zdań sprawdzalnych empirycznie od zdań analitycznych; wypowiedzi sensownych od wypowiedzi mętnych; faktów od ocen; racjonalnego przekonywania od propagandy i indoktrynacji; rozumowań dedukcyjnych od nie-dedukcyjnych; argumentów lepszych od argumentów gorszych; klasyfikacji od typologii; uogólnień zasadnych od pochopnych; wiedzy od opinii; autorytetów epistemicznych od deontycznych. I tak dalej. Wszystko to należy ilustrować materiałami pochodzącymi z prasy, eseistyki, rozpraw naukowych, literatury pięknej, homilii, reklam, obwieszczeń. A także z tekstów pisanych przez filozofów. Więcej korzyści odniesie student z analizy sylogizmów przedstawionych przez J. Locke'a w "Liście o tolerancji" czy z eleganckich polemik J. Woleńskiego (zgadzam się z prof. Wójcickim, że przykład dobrej roboty czyni cuda), aniżeli z wykładu o modelach i spełnianiu czy z kolejnej porcji algebry Boole'a.
Oczywiście, nie da się nauczać logiki bez "robaczków". Ale w ramach jednosemestralnego kursu winny być one nie celem samym w sobie, lecz narzędziem. I to narzędziem rzeczywiście stosowanym, a nie jedynie demonstrowanym. Wiele osób mimo zaliczenia takiego kursu objawia całkowitą bezradność w obliczu np. jakiegokolwiek rozumowania, które nie zostało uprzednio "spreparowane", tj. wyrażone w standardowej postaci. Wykładowcy bowiem - zniechęceni trudnościami - zwykle nie kwapią się do tego, by pokazać, jak przechodzić od przesłanek i wniosku, wypowiedzianych w języku naturalnym, do symbolicznych zapisów w języku logiki. Sądzę, że główne źródło owych trudności ma charakter psychologiczny: musiałoby się otwarcie przyznać, iż odtwarzanie schematów realnych rozumowań wymaga parafrazowania, które jest w istocie przekładem z języka niesfornego, skomplikowanego i bogatego na język zdyscyplinowany wprawdzie, ale ograniczony, toporny i prymitywny. Po przekroczeniu tej bariery dydaktyka znacznie się upraszcza. Przystępując do stosowania rachunku zdań wystarczy poprosić słuchaczy, aby wyobrazili sobie następującą sytuację: stykają się oto z dziwną społecznością, która posługuje się w zasadzie językiem polskim, jednak:
a/ rozumie wyłącznie wypowiedzi coś stwierdzające
b/ nie rozumie wypowiedzi niekompletnych, eliptycznych i wieloznacznych
c/ dociera do niej tylko to, co twierdzi się eksplicite (a nie to, co się zakłada, sugeruje, presuponuje, etc.)
d/ nie przywiązuje wagi do słów i zwrotów nie mających wpływu na prawdziwość względnie fałszywość tego, co się twierdzi
e/ do budowy zdań złożonych używa jedynie wyrażeń "nieprawda, że ...", "... i ...", "... lub ...", " jeżeli ..., to ...", "... wtedy i tylko wtedy, gdy ..." o właściwościach określonych w tabelkach
f/ nie rozumie zdania wielokrotnie złożonego, o ile nie wiadomo, co jest w nim głównym funktorem.
Po tego rodzaju wprowadzeniu, uzupełnianym w miarę potrzeby o dalsze reguły, słuchacze w lot chwytają, jak komunikować się z osobliwą społecznością logików i pojmują, iż z przyjętej przez nich perspektywy nie ma np. żadnej różnicy pomiędzy zdaniami "Ta glazura jest kosztowna, ale ładna" oraz "Ta glazura jest ładna, ale kosztowna", przysłowie "Barbara po lodzie, święta po wodzie" potraktować należy jako implikację, a wypowiedź "To oczywiste jak słońce, że negocjator z ramienia związków zawodowych - niech diabli go porwą - czy to drzemie, czy to udaje, że śpi obmyślając po cichu kolejne posunięcie" sprowadza się do alternatywy, której drugi człon stanowi koniunkcja. Analogicznym wstępem warto "poprzedzić klasyczne zdania kategoryczne w ujęciu teoriomnogościowym, a także najbardziej toporny rachunek kwantyfikatorów. Ma się rozumieć, są to zabiegi zmuszające wykładowcę do dodatkowego wysiłku. Lecz bez nich krótki kurs logiki przeradza się w prezentację wytworów w równym stopniu niepodważalnych, co bezużytecznych.

To tyle... A co do niespodzianki- za tydzień będę pytał na oceny. I lepiej się przygotujcie, żeby nie było niemiło. Do zobaczenia!
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy temat Odpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group :: FI Theme
Wszystkie czasy w strefie GMT